Rozdział 10


Rozdział 10
Sam obudził się z wielkim uśmiechem i z pierwszą myślą w końcu Merci jest moja. Jak co rano wysłał jej SMS-a „hej kochanie właśnie wstałem, szykuje się do szkoły, mam nadzieje, że spotkamy się dzisiaj, mogę przyjechać po Ciebie po szkole? Tęskniłem za Tobą w ten weekend. Życzę Ci miłego dnia i nie myśl o mnie zbyt dużo u skup się na lekcjach:*". Niby treść była podobna, co zawsze, właściwie to była rutyna, od kiedy dostał jej numer, ale tym razem pisał do swojej dziewczyny, na której naprawdę mu zależało, tu już nie chodziło o zakład i o wykorzystanie jej. Chodziło o uczucie, które nosił za każdym razem jak na nią spojrzał. Nie czekał długo na odpowiedz od Merci. Gdy zobaczył jej nazwę na swoim wyświetlaczu jego serce zaczęło szybciej bić „Hej przystojny właśnie wstałam i idę pod prysznic i będę szykować się do szkoły. Możesz przyjechać po mnie kończę o 15. Poza tym ja za Tobą tez tęskniłam. Miłego dnia;*".

·
W McKinley Mercedes i Santana
Merci dotarła do szkoły i przyciągała do łazienki Santanę.
- Co się dzieje Merci?
- Słuchaj mam Ci coś ważnego dopowiedzenia, w piątek pamiętasz miałam mieć randkę z tym chłopakiem, którego poznałam Jakem.
- No właśnie i jak poszła? Nawet w weekend się nie odezwałaś żeby opowiedzieć mi szczegóły.
- No właśnie okazało się, że zamiast Jake przyszedł Sam.
- Jaki Sam?
- A jakiego znasz Sama
- No tylko przychodzi mi do głowy Mouth Trouty.
- Nie mów tak na niego!
- O co Ci chodzi Merci raz go nienawidzisz raz go kochasz. Poza tym, dlaczego był na Twojej randce, bo nie wyjaśniłaś mi tego.
- Bo Jake jest przyjacielem Sama.
- Czyli okłamali Cię no tak nie do końca
- Co to znaczy nie do końca
- No, bo ja postanowiłam dać szanse Samowi.
- Po jaką cholerę chcesz dawać mu szanse. Wykorzystuje Cię tylko dla zemsty.
- Santana proszę
- O co mnie prosisz o prawdę, bo właśnie Ci ją wykładam gościu nie jest wart godziny a co dopiero spotykania się z nim. Po co Ci złamane serce.
- Santana nie o to Cię proszę chce żebyś swoją magią go sprawdziła.
- Nie ma sprawy udało mi się ukarać Blaine uda mi się i go.
- nie chce go karać tylko sprawdzać. Szczególnie ze nawet jego przyjaciel Jake mu nie ufa.
- Merci nikt mu nie ufa oprócz Ciebie.
- Ja chce być po prostu sprawiedliwa i nie sugerować się zdaniem innych tylko swoim ok.?
- Ok. Merci, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam.
- Będę pamiętać, a teraz, kiedy możemy się spotkać i zrobić czary mary
- czary i mary to wiesz Harry Potter robił nie ja.
- Ok. ok. nie obrażaj się
- Ok., więc dzisiaj po szkole Finn nas odwiezie do mnie i zobaczymy, co możemy się o nim dowiedzieć dzięki magii.
- Dzisiaj po szkole nie mogę spotykam się z Samem
- Wiesz to nawet lepiej, bo będę potrzebowała jakieś jego rzeczy.
- a jak ja mam wziąć jakoś jego rzecz.
- No wiem, poproś go o kurtkę, kiedy zrobi się zimno i oddasz mu ją następnego dnia.
- Ok. spróbuje zrobić, co w mojej mocy. A więc kiedy się spotkamy?
- przyjedź do mnie obrazu jak opuści Cię do domu.
- Ok. to jesteśmy umówione.
A tym samym czasie na kampusie w Dalton:
Sam przy wejściu do szkoły spotkał się z Puckiem i Jakiem. Wilkołaki przywitały się przybiciem piątki i zaczęli rozmowę.
- I jak poszło spotkanie z tą laska bro?- Pyta Puck
- A całkiem nieźle łykała wszystko, co jej powiedziałem- odpowiada Sam
- No wiec, kiedy rozpoczynamy nasz dalszy plan.
- Wszystko w swoim czasie, nadal mi nie ufa, ale długo to nie potrwa. W ogóle dzięki Jake.
- Nie ma sprawy bro.
- Więc widzimy się dzisiaj po szkole?- pyta Puck
- Sorry, ale dzisiaj jadę po Merci, spotkamy się później.
- Bracie zaliczyć ją jak najszybciej i złam jej serce, bo znam laskę, która ma na Ciebie ochotę nazywa się Kitty i jest niezłą blondynką.- mówi Puck
- Spoko, spoko długo to nie potrwa, teraz, chodźmy za nim spóźnimy się na lekcje.
Dzwonek wybił i Sam poszedł do klasy, całą drogę zastanawiał się, dlaczego nie mógł przyznać się przed kumplami, że naprawdę zależy mu na Mercedes. Jak mógł powiedzieć kumpla, że jakaś laska ma na niego wpływ i że dla niej zrobiłby wszystko nawet stracił życie. Że zemsta już się nie liczy, tylko ona i jej szczęście. Może tu chodzi o szacunek, a może o wpływy, sam już nie wiedział. I to nie było wszystko, czego Sam nie wiedział, bo na jego nie szczęście Jake nagrał wszystko, co Evans powiedział i miał zamiar wykorzystać to w najmniej spodziewanym momencie.
Po szkole na parkingu McKinleySam jak obiecał czekał na Mercedes o 15 na parkingu McKinely. Gdy zobaczył ją wychodzącą ze szkoły, wysiadł z auta i przyszedł się przywitać. Podszedł do Merci przytulił ja i dał buziaka w usta.
- Hej kochanie i jak podekscytowana na naszą randkę
- Hej Sammi no pewnie.
- No to się cieszę teraz, choć do mojego auta, bo trochę zimno na dworze nie chce żebyś zmarzła
- Ok., a gdzie jedziemy.
- Tak myślałem żeby pojechać do mnie trochę się po przytulać, obejrzeć film, zamówić jedzenie a później możemy iść przejść się do parku zanim odwiozę Cię o domu.
- Tak to jest plan.
Sam dał jej jeszcze jednego buziaka i pomógł wejść do auta. Po jakieś pół godziny jazdy dojechali do domu Sama.
- Sam w ogóle nie pomyślałam, ale czy twoje rodzeństwo i Twoi rodzice nie będzie przeszkadzać, że wprowadzasz do domu wampira.
- Nie martw się Merci nie ma nikogo w domu.
- No, więc ok., sadzę, że tak lepiej.
- Spokojnie kiedyś poznasz przyszłych teściów- śmieje się Sam
- Mało śmieszne- mówi Merci.
- Ale prawdziwe kochanie, ja też będę musiał kiedyś spotkać Twoich rodziców.
- Skoro tak mówisz.
- Merci nie psujmy dnia i chodźmy obejrzeć Awatara.
- Twój dom, Twoje zasady.
- Jak chcesz obejrzeć coś innego to mów, jesteś moją królową.
- Nie Avatara mi pasuje.
- No, więc, na co czekamy chodźmy.
Sam otworzył drzwi od swojego mieszkania, oprowadził Merci i kazał się jej czuć jak u siebie.
- Masz naprawdę piękne mieszkanie- mówi Merci.
- Dziękuje kochanie
- Naprawdę jest bardzo duże
- Nasze w przyszłości będzie większe.
Merci przewróciła oczami.
- Ok., ok.
- Czyli zgadzasz się na przyszłość ze mną.
- Tego nie powiedziałam.
- Tak, tak. Chcesz coś do picia. Mam różne soki, cole, kawę.
- Sok jest w porządku.
- A jaki chcesz?
- Może być pomarańczowy.
- Ok., więc dwa soki pomarańczowe.
Sam wziął napoje ułożył obok stolika koło kanapy i poszedł ustawiać DVD. Mercedes w tym czasie usadowiła się na kanapie i czekała na Sama. Wilkołak po nastawieniu DVD usiadł koło Merci i włączył Avatara. Objął dziewczynę ramieniem i napajał się zapachem jej perfum. Pierwszy raz w życiu nie mógł się skupić na swoim ulubionym filmie, zbyt bardziej był przytłoczony zapachem truskawek, którymi była nasączona Merci. Film trwał dopiero jakieś 20 min a Sam zaczął całować już Mercedes na karku.
- Sam, co robisz? Mieliśmy oglądać film.
- Kochanie, ale ty jesteś bardziej wciągająca od filmu.
- Ale to jest Twój ulubiony film.
- A ty jesteś moją ulubioną kobietą. Mam wszystko, wokół czego mi potrzeba. Nie mów tylko mojej mamie i siostrze.
- Haha Sammi proszę.
- O co mnie prosisz Merci o to?
Sam wyciągnął Merci tak, że leżała pod nim i zaczął całować ją po całej twarzy, później za uchem gryząc przy tym muszle jej ucha, następnie na karku i zjeżdżał coraz bliżej.
- Podoba Ci się to kochanie.
- Mmmhy…
- Nie słyszę Cię
- Tak Sammi to jest dobre.
- Pokaże Ci jak będziesz czuła się lepiej.
Sam powoli zaczął zdejmować bluzkę Mercedes i stanik. Oboje byli tak pochłonięci, że zapomnieli, że obiecali zwolnić i skupić się bardziej na ich relacji. Całował powoli po obojczyku, zostawiając po sobie ślady w po nie, których miejscach, aż doszedł do piersi. Wziął jedną pierś w usta i zaczął ssać, całować i lizać brodawkę a drugą zaniedbaną pierś ściskał i ugniatał, następnie zamienił strony i skupił się na lewej piersi, a prawą zaczął dotykać. Oboje czuli się jak w ogniu, pochłonięci chwilą. Sam mógł uczynić Mercedes na zawsze swoją, gdy wypiłby trochę krewi prosto z jej serca. I tak właśnie zrobił wbił się zębami na tyle między jej piersiami żeby dojść do serca i łyknął na tyle krwi, żeby nigdy nic ich nie rozłączyło. Gdy obie piersi były zadbane Sam szedł na brzuch Merci i jej pępek. Sam chciał zdjąć jej spodnie i posunąć się dalej, gdy usłyszałam zatrzymujący się samochód na jego podjeździe. Co do cholery przecież rodziców nie miało być w domu do wieczora- myślał Sam.
- Merci przykro mi, ale musimy się ubrać i wyjść z stąd
- Co się dzieje Sam
- Moi rodzice zaraz przejdą przez te drzwi i nie wiem jak zareagują w domu na wampira.
Mercedes zrobiła smutną minę, ale się zgodziła ubrała się szybko i wyszli przez tylne drzwi. Weszli do samochodu Sama i nastała cisza.
- Gdzie chcesz jechać kochanie.- mówi Sam
- Możesz mnie odwieść do domu.
- Dlaczego kochanie?
- Porostu chce jechać do domu Sam
- Dobrze kochanie. Przykro mi.
- Nic się nie stało naprawdę. Po prostu jedzmy już za nim Twoi rodzice mnie zobaczą.
Sam nie chciał ciągnąc już daje tej rozmowy i odwiózł Mercedes do domu. Chciał ją pocałować na do widzenia, ale ona tylko się pożegnała i poleciała do domu pędem. Sam zaczął się mylić, co się stało, ale wiedział ze sytuacja z jego rodzicami była nie zręczna. Postanowił wyprostować to później, a teraz jechać do domu dowiedzieć się, dlaczego jego rodzice wrócili tak szybko do domu. Mercedes czekała aż Sama samochód zniknął i wyruszyła szybko do domu, Santany z jedną skarpetką, którą niepostrzeżenie wzięła od wilkołaka. Gdy dojechała do domu Santany czarownica otworzyła jej drzwi z wielkim uśmiechem.
- I jak Merci masz jakoś osobistą rzecz Sama.
- Tak mam- I Merci pokazał jej skarpetkę.
Santana skrzywiła się
-wiesz myślałam jednak o kurtce, bluzce czy coś a nie o śmierdzącej skarpetce.
- Tana to jest lepsze niż nic.
- Tak lepszy rydz niż nic, ale to musi tak jebać.
Obydwie weszły do domu Tany i po schodach do jej pokoju.
Santana położyła skarpetkę na środku i rozłożyła wokół nich świece mówiąc słowa
-quod cupis latere tuo ostende mihi viam ad librum apertum sit mihi (pokaz mi drogę do serca twego, co ukrywasz niech stanie się otwartą księgą do oczu moich).
Niestety nic się nie działo Santana powtórzyła to jeszcze 2 razy i nic nie rozumiała.
-¿cómo diablos pudo suceder esto, me las arreglé para Blaine al final ambos son igual de fuerte. Algo está mal, pero qué. No, no me gusta que Sam tenía que hacer algo porque mi magia no funciona.
- Tana nic nie rozumiem.
- Przykro mi Merci, ale nie mogę Ci pomóc.
- Nic nie rozumiem
- No ja właśnie też nie.
XXX
Następnego dnia w Dalton po powrocie chłopców z domu Kurta nie działo się nic ciekawego aż do momentu kiedy po lekcjach po południu idąc jak zwykle do Breadstix chłopcy zobaczyli plakat znanej gwiazdy popowo – rockowej Adama Lamberta. Na plakacie była informacja na temat koncertu ,który ma się odbyć w Ohio za dwa tygodnie. Kurt aż pisnął z radości
-Blaine spójrz za dwa tygodnie będzie koncert mojej ulubionej gwiazdy pójdziemy, pójdziemy - robi maślane proszące oczka szczeniaczka. - Adam to moja ulubiona współczesna i poza brodwejowska gwiazda.-mówi elf. Blaine patrzy na zdjęcie faceta i rozanielona minę swojego chłopaka. Przypomina mu się jak oglądał filmiki z koncertu gwiazdy na YouTube i jego zachwyt więc się zgadza.
-A uda nam się, zdobyć bilety przecież koncert jest za dwa tygodnie i wszystkie biletu już są dawno wykupione.
- nie musisz się oto martwic kochanie mój dziadek w tym mieście ma wielkie wpływy na pewno zdobędzie dla nas bilety i nie tylko dla nas – mówi Blaine.
-Hura,dzięki! A co to znaczy nie tylko dla nas?-odpowiada Kurt i cmoka swojego chłopaka.
-Może zaprosimy naszych przyjaciół ,zadzwoń czy nie maja innych planów.
- Jest tak zachwycony że nie zauważa jak jego chłopak dzwoni pod numer na plakacie i zamawia bilety Vipowskie przy samej scenie z wejściem za kulisy. W tym samym momencie chłopcy wchodzą do restauracji i zajmują stolik zamawiając to co zwykle czyli latte dla elfa i ekspresso dla wampira plus dwa kawałki sernika. Kurt w międzyczasie dzwoni do swoich przyjaciół na sam początek do Merci
-Cześć diva nie chciałabyś się wybrać na koncert Adama Lamberta – mówi elf.
-Tego artysty co całował się ostatnio na rozdaniu nagród AMA z facetem.
- Tak ten sam,za dwa tygodnie ma się odbyć jego koncert tu w Ohio .No więc. Proszę ja i Blaine idziemy,może być ciekawie wiesz jak ja uwielbiam tego artystę. Mam zamiar zaprosić tez Fina z Taną oraz Wesa z Alanem.
-No nie wiem Kurt – mówi Mercy -czy rodzice mi pozwolą. Jesli to będzie w środku tygodnia mogą się nie zgodzic. No wiesz szkoła rano.
-Koncert jest w piątek ,wiec nie powinno być problemu.-mówi Elf.- No więc?
- Kurti wiesz że Cię kocham ale nie chce być trzecim kołem u wozu.
- Zawsze możemy Ci załatwić kogoś z Dalton na randkę.
- Tak no właśnie z Dalton...
- O co Ci chodzi Merci?
- Kurti powiem Ci na następny dzień jak się spotkamy.
- Ale idziesz na koncert?
- Powiem Ci jutro- mówi Merci i się szybko rozłącza
- Na pewno.- mówi zaskoczony Kurt.
Kurt rozłącza się z Merci i dzwoni do Finna ,nawet nie zauważa że całej rozmowie z wampirzyca przysłuchiwał się Jake Packerman,który akurat wszedł zamówić jedzenie na wynos dla siebie i brata. I postanawia tez iść na ten koncert żeby spotkać się, z piękna malutką .W tym samym momencie Kurt dzwoni do brata.
-cześć braciszku nie chciałbyś się wybrać na koncert Adama Lamberta- pyta elf. Finn nawet nie zdążył odpowiedzieć kiedy Tana krzyknęła :
- O mój boże tego Lamberta,który uwielbia styl emo. Jasne ze idziemy prawda Finn. Chłopak patrzy na swoją dziewczynę zaskoczony,kiedy Kurt zadzwonił akurat byli razem. Jak zobaczyła ze to on kazała zrobić na głośnomówiący żeby móc tez uczestniczy w rozmowie.
-Jasne skoro tego chcesz,wiesz ze ci niczego nie odmówię-odpowiada młody wampir.
-Kiedy ma być ten koncert i jak zdobędziemy bilety.- pyta Finn brata.
-Koncert odbędzie się w piątek za dwa tygodnie,więc rodzice powinni się zgodzić. A jeśli chodzi o bilety to Blaine je załatwi – odpowiada pewnie Elf.
-Jak to załatwi,koncert jest za dwa tygodnie nie da rady. Czy ty próbujesz nas zrobić w konia jeśli tak to wiesz co ja potrafię – krzyczy Tana.
-Spokojnie Tana na bank pewno będą bilety. Dziadek Blaine jest wpływową szycha w tym mieście,jemu nikt nigdy niczego nie odmówił wręcz przeciwnie wszyscy się go boją.-mówi Kurt.- Zresztą wiesz o kim mowie. No więc?
- Wiem o kim mówisz ,skoro on załatwia bilety to będą-mówi spokojnie czarownica – Moi rodzice się zgodzą już ja się o to postaram.-odpowiada z diabelskim uśmiechem ,którego elf się domysla. Finn odpowiada
- Ja przekonam rodziców nie martw się zgodzą się,zwłaszcza jeśli się dowiedzą ze ja i Blaine będziemy twoimi opiekunami.
-Dzięki,braciszku.
- Nie ma za co muszę kończyć bo Tana się niecierpliwie.
-Ok.-mówi elf i rozłącza się.
- No I jak tam.-pyta ciekawie Blaine popij-ac kawę i zajadając ciasto.-Zgodzili się.
Merci było trochę ciężko przekonać , ale jutro chce się spotkać więc ubłagam ją żeby poszła. Chciałbym tez zaprosić Wesa z myślisz zgodzą się?-pyta Kurt.
- Zgodzą się,tak myślę,to co dzwonisz czy ja mam zadzwonic .- pyta wampir towarzysza.
-Ja zadzwonię.- odpowiada jego towarzysz. Kurt z uśmiechem wykonuje ostatni w tym czasie telen. Odpiera Wes.
- Cześć, ż za nami tęsknisz widzieliśmy się na lekcjach -żartuję chłopak wiedząc że Blaine będzie podsłuchiwał -zainteresowany groźnie warczy ,Wes się śmieje- żartowałem ,o co chodzi?
-Za dwa tygodnie w piątek jest koncert Lamberta w Ohio,chcielibyście iść ty i Alan. Finn z Tana oraz Marci już się zgodzili. No więc?- pyta elf.
-No nie wiem Blainowi może się to nie podobać,kochanie.-odpowiada Wes a Alan słuchający rozmowy chichocze. Blaine warczy.
-Jeszcze raz powierz do mojego towarzysza kochanie to będę protestował żebyście z nami nie smutno patrzy na swojego chłopaka i szepcze- Blaine ja chce żeby oni z nami poszli to nasi przyjaciele i wiesz dobrze że Wes się z tobą drażni.-Wes z Alanem chichoczą.
- No właśnie ja się z tobą drażnię ,przyjacielu-mówi Wes i odpowiada- Tak chętnie pójdziemy. Druga taka okazja może się nie wydarzyc.Żadko jakaś gwiazda takiego formatu jak Lambert przyjeżdża uśmiecha się zadowolony i spogląda ostro na swojego chłopaka. Blaine w mik rozumie o co chodzi i nie protestuje.
-Fajnie.
-Acha a co biletami,skoro koncert jest za dwa tygodnie może ich już nie być- mówi wampir.
-Spokojnie bilety załatwia dziadek Blaine.
-Skoro tak to nie mamy się,czym martwić.-mówi Wes,a Alan słuchający rozmowy i stojący za swoim chłopakiem mruczy z uciechy i obiecuje mu telepatycznie bardzo seksowną noc za to że się zgodził.- Muszę kończyć mój chłopak jest napalony,rozumiesz.
-Jasne.-śmieje się Kurt.-Pa.
-Pa – mówi wampir.
Po skończonej rozmowie i zjedzonym cieście kochankowie wracają cali w skowronkach do Dalton. Kurt bo niedługo pójdzie na koncert, a Blaine cieszy się bo spełnił życzenie swojego towarzysz i wywołał uśmiech radości na jego dotąd poważnej i sporadycznie uśmiechniętej twarzy. Kiedy dotarli do Dalton i weszli do swojego pokoju Elf powiedział:
-Chciałbym odwdzięczyć za koncert i za to że się zgodziłeś.
- A jak chcesz się odwdzięczy?-pyta wampir uśmiechając się drapieżnie.
- Co powiesz na wspólna kąpiel?-pyta uśmiechając się nieśmiało jego towarzysz.
-Jestem za.- odpowiada wampir.
-Rozbierz się a ja na puszcze wody do wanny i dodam nasze ulubione olejki. Kurt kiwa głową i rozbiera się. Po 15 minutach wchodzi do łazienki i widzi wannę pełna piany i wampira w srodku. Wchodzi i siada plecami opierając się o klatkę piersiowa wampira. Wampir zaczyna myć brzuch i schodząc rekami niżej natrafiając na fiuta swoje towarzysz myjąc go dosyć intensywnie powoduje dreszcze u chłopaka w pewnym momencie odsuwa reke. I zaczyna go myc całego od góry do dolo łącznie z włosami. Poł godziny później podnosi pupę Kurta do góry i wchodzi ostrożnie w niego jednocześnie pocierając jego koguta. Dziesięc minut pozniej obaj chłopcy dochodzą jednocześnie,wychodzą z wanny ,wycierają się i kładą się spać od razu zasypiają z uśmiechami na twarzach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 1

LOUANE EMERA - JE VOLE (La Famille Bélier)